Kilometry wyhaftowanych tkanin, setki obrazów, rzeźb i bibelotów wypełniają dom pani Danieli Klaudel z Krzeczyna Małego. Hafciarstwo to pasja, której nieprzerwanie oddaje się od prawie 60 lat i nie zamierza z niej rezygnować mimo, że oczy czasami próbują się buntować.
Trudno ocenić wiek gospodyni, która z uśmiechem wita gości przekraczających próg jej mieszkania, a kobiet przecież o wiek się nie pyta. Elegancka, zadbana, doskonale ubrana z dumą oprowadza przybyłych po długich korytarzach i przestronnych pokojach wypełnionych pracami swojego autorstwa, ale także męża i zaprzyjaźnionych artystów.
– Witam w moim skansenie – śmieje się pani Daniela.
Haftowane obrusy, serwety, chusty, chusteczki, torebki, sukienki, kamizelki czy w końcu wyszywane obrazy – każdy centymetr materiału wypełniają wzory, które przyciągają wzrok i cieszą duszę.
– To tylko część moich zbiorów, zdecydowana większość prac znajduje się w workach i czeka na lepsze czasy – mówi pani Daniela Klaudel.
Patrząc na ten niezwykły dorobek, trudno uwierzyć, że swoją pasję pani Daniela zaczęła realizować trochę przez przypadek, a w zasadzie przez męża, który jako pierwszy odkrył w sobie artystyczną duszę.
– Był rok 1961. Przejechaliśmy do Krzeczyna Małego ponieważ mąż objął stanowisko kierownika miejscowego PGR, ja dostałam posadę kierownika przedszkola. Wyjątkowo mi się tu nie podobało, a wrażenie to dodatkowo potęgował padający tego dnia deszcz. Szybko jednak pokochałam to miejsce i jestem tu do dziś – wspomina pani Daniela.
I właśnie mąż Henryk zainspirował żonę do podjęcia artystycznych działań. – Otrzymał zaproszenie do wystawienia swoich prac w Warszawie. Sam tam nie pojedzie, nie mam mowy, pomyślałam i to dało mi impuls do rozpoczęcia przygody z hafciarstwem – dodaje.
Właśnie wtedy spod ręki pani Danieli, wyszły pierwsze wyhaftowane płótna, które faktycznie do Warszawy pojechały, ale… bez ich autorki, która właśnie wtedy złamała rękę i mąż gościł jednak w stolicy bez małżonki. Wrócił jednak z nagrodą, bo dzieła pani Danieli zdobyły uznanie jurorów odbywającego się tam konkursu.
Być może ta nagroda była dodatkowym bodźcem, który spowodował, że artystyczny haft towarzyszy pani Danieli przez całe życie, mimo że na brak obowiązków nigdy nie mogła narzekać. Oprócz pracy zawodowej, najpierw w przedszkolu, potem w PGR wychowywała troje dzieci.
Hafciarstwo to nie jedyna pasja pani Danieli. Chętnie oddawała się także szydełkowaniu, pisaniu poezji i wykonywaniu wielu rękodzielniczych perełek, jak choćby wielkanocne palmy.
Poza strawą duchową pani Daniela równie chętnie oddawała się i oddaje, temu, co dla ciała. Do dziś pozostaje prawdziwą czarodziejką w gotowaniu i pieczeniu. Wszystko, czym podejmuje gości przygotowała samodzielnie, od chrustów, przez ciasta i ciasteczka, po wyjątkowy w smaku domowy poncz.
Panią Danielę odwiedzili wójt Gminy Lubin Tadeusz Kielan oraz radny Jan Olejnik. Wszystko, wskazuje na to, że lepsze czasy o których wspominała artystka, właśnie nadchodzą…
– Wierzę, że przynajmniej część tych wyjątkowych dzieł sztuki rękodzielniczej trafi do tworzonego obecnie muzeum Gminy Lubin. Musimy ocalić je od zapomnienia, pokazać innym i chwalić się wyjątkowym talentem naszych mieszkańców – mówi Tadeusz Kielan, wójt Gminy Lubin.
(MG)