Pan Mieczysław Białecki z Raszówki – to kolejny mieszkaniec Gminy Lubin, który swoje 90 urodziny obchodzi w doskonałej formie i zdrowiu. Dostojnego Jubilata z kwiatami, życzenia i podarunkami odwiedzili wójt Gminy Lubin Tadeusz Kielan, wiceprzewodniczący Rady Gminy Marcin Nyklewicz oraz sołtys Tadeusz Kosturek.
Mieczysław Białecki urodził się w miejscowości Lipno, leżącej na trasie Warszawa Toruń. To stamtąd po wojnie wraz z całą, liczną rodziną przeprowadził się na Dolny Śląsk.
– Na Ziemiach Odzyskanych trwała prawdziwa nawałnica. Tu działo się wiele i dawało szanse na lepsze życie. Przeprowadziliśmy więc w domu naradę i zapadła decyzja: wyjeżdżamy – opowiada Pan Mieczysław.
Pierwszym przystankiem państwa Białeckich był Wałbrzych. Tam faktycznie była praca, ale nie było lokum dla siedmioosobowej rodziny. Zadecydowano więc o wyjeździe do Głogowa. W Nosocicach – obecnej dzielnicy miasta znalazły się i praca i mieszkanie.
– Mogliśmy ściągnąć całą rodzinę. Tato został, a ja pojechałem po rodzeństwo i mamę. Dostaliśmy wagon i z całym dobytkiem przyjechaliśmy na Ziemie Odzyskane – opowiada jubilat.
Pan Mieczysław szybko znalazł pracę w przemyśle drzewnym, ale długo się nią nie nacieszył. W 1949 roku dostał powołanie do wojska. Został tam dużo dłużej niż planował.
– Po odsłużeniu dwóch lat, kiedy spodziewaliśmy się rozkazu „do cywila”, na poligonie usłyszeliśmy, że rocznikowi wcielonemu do wojska w 1949 r. przedłuża się służbę o kolejnych 12 miesięcy w związku z wydarzeniami w Chinach, gdzie dobiegała końca wojna domowa. To była decyzja marszałka Rokossowskiego, tego „syna narodu polskiego”. Jakby w nas wtedy piorun strzelił. Broń, w normalnych okolicznościach czyszczona i sprawdzana codziennie, trafiła do skrzętnie pozamykanych i nadzorowanych magazynów. Dowództwo bało się buntu. Nie mieliśmy jednak wyjścia, trzeba było zostać. W wojsku w Krakowie, jako telegrafista spędziłem sumie trzy lata i sześć tygodni, kończąc służbę w randze podoficera, jako dowódca stacji. Tyle lat, to chyba tylko za cara służono – wspomina jubilat.
Po powrocie z wojska pan Mieczysław powrócił do pracy w przemyśle drzewnym, ale na krótko. Nowe możliwości dawało wiertnictwo. W 1968 roku Mieczysław Białecki wyjeżdża na kontrakt do Libii, gdzie spędza dwa lata. Amerykanie wygrali przetarg na odwiert 50 studni głębinowych. Nie mieli jednak to tego ludzi i zaangażowali polską firmą Polserwis – opowiada.
Po powrocie do kraju wraca do pracy w przemyśle drzewnym, z którym związany będzie już do emerytury odchodząc na nią z tartaku w Raszówce.
Układa mu się także w życiu osobistym. Szczęśliwe na Ziemie Zachodnie do miejscowości Mileszyn w rejonie Bytowa Odrzańskiego w wieku 16 lat trafia także przyszła żona pana Mieczysława – Krystyna. Tam zaczyna pracować w miejscowym PGR, gdzie się poznają. Na mapie życia państwa Białeckich jest jeszcze Czernica – tam pan Mieczysław pracuje w Grupie Remontowo-Budowlanej, a potem już Raszówka, gdzie mieszkają do dziś.
Doczekali się pięciorga dzieci, gromadki prawnuków i sześciorga prawnucząt. Choć pani Krystyna narzeka trochę na zdrowie, dostojny jubilat już dziś zaprasza na setną rocznicę urodzin….
(MG)