Obchodzący właśnie 90. urodziny Jan Błaszczak wita gości już na podwórzu. Mimo, że to styczeń jest w samym swetrze, jakby zupełnie nie czuł chłodu. Gorące jest nie tylko powitanie, ale przede wszystkim klimat tego miejsca i wyjątkowość ludzi, którzy go tworzą. Wielopokoleniowy dom w Liścu żyje życiem, którego chce się zaczerpnąć i choć przez chwilę poczuć tę ciepłą i rodzinną atmosferę.
Pan Jan urodził w Bartnym w powiecie gorlickim na Łemkowszczyźnie. Tam w wieku zaledwie 13 lat zastała go II wojna światowa, która odcisnęła bolesne piętno na całym jego życiu. Trudno uwierzyć, że ten otwarty i radosny człowiek musiał się zmierzyć z takim dramatem. Już w drugim roku wojny stracił ojca.
– To była wyjątkowa ciężka zima. Trumnę z ciałem taty musieliśmy znosić z 18 zrobionych ze śniegu schodów, a potem pięć kilometrów nieść ją na cmentarz. O samochodzie nikt wtedy nie marzył, a konie nie dawały rady w tym śniegu – wspomina pan Jan.
Na 12 hektarowym gospodarstwie, ze stajnią pełną bydła pozostał z mamą, babcią i bratem.
– Jako 14-latek nie miałem praktycznie żadnego doświadczenia, ale robiliśmy co w naszej mocy, by przetrwać. I udało się przeżyć wojnę. Nie spodziewaliśmy się, że wkrótce dotknie nas kolejna tragedia – dodaje.
Jak większość Łemków mieszkających w Beskidzie Niskim rodzina pana Jana usłyszała rozkaz „wyjeżdżać”. Musieli zostawić dobytek swojego życia, rodzinne domy i wspomnienia, które w sercu noszą do dziś.
W ramach akcji „Wisła” trafiają na Ziemie Zachodnie – do Liśca, gdzie zapuszczają korzenie. Wkrótce trzecie pokolenie zamieszka tu w nowo budowanym domu.
Ale początki nie były łatwe.
– Pierwsze miejsce, w którym zamieszkaliśmy, to była buda, bardziej przypominająca stajnię niż dom – wspomina pan Jan.
Ale to nie mury stanowią o tym, czy uda się stworzyć dom, stanowią o tym ludzie. Taki prawdziwy „z duszą”, pachnący ciastem i wypełniony miłością stworzyli pani Anna i Jan Błaszczak.
– Tu nie można było wpaść na chwilę, bez herbaty i pączka nikogo z domu państwa Błaszczak nie wypuszczono, a pączki pani Ani słynne były w całej wsi – wspomina Maria Ożyńska, sołtys Liśca.
Pani Anna i pan Jan doczekali się dwóch córek Gieni i Marysi, sześciorga wnucząt i jedenaściorga prawnucząt, a dwunaste wkrótce przyjdzie na świat.
Święta, jubileusze, ważne rocznice – to oczywiście czas rodzinnych spotkań. Do domu dziadków przyjeżdżają wszyscy, a że grono najbliższych z roku na rok staje się liczniejsze, stoły ustawiane są już w dwóch sąsiadujących ze sobą pokojach. Ale w tym domu – to nie problem, tu miejsce przy stole, bez względu na porę, znajdzie się dla każdego…
Dostojnego jubilata w dniu urodzin odwiedzili wójt Gminy Lubin Tadeusz Kielan, w towarzystwie sołtys Liśca Marii Ożyńskiej. Były kwiaty, życzenia i oczywiście wspomnienia, które przywołuje każdy jubileusz. A w przypadku pana Jana tych wspomnień jest wiele. Tę postać znają wszyscy mieszkańcy. – To taka niepokorna dusza. Jeśli chodziło o sprawy społeczne czy cerkiewne, pan Jan pukał do wszystkich drzwi, nie pomijając wójta, prezydenta czy wojewody – wspomina Maria Ożyńska.
Pan Jan, w doskonałej formie i zdrowiu, już dziś z wyjątkową otwartością zaprasza gości na kolejny jubileusz urodzin za rok…
(MG)