Pokój hotelowy nr 18

Przed hotelem, czyli dzisiejszym Urzędem Gminy Lubin

Kazimierz Wilanowski przyszedł do nowej siedziby Urzędu Gminy zapłacić podatki i przypomniał sobie, że to właśnie tutaj spędził  pierwsze miesiące życia w Lubinie. Było to w 1961 roku, a on trafił tu z Katowic do budowy szybu górniczego. Rozglądał się  po budynku i szukał  pokoju, w którym mieszkał razem z kolegą. Korytarzem przechodził wójt Tadeusz Kielan, którego zaintrygował ten mężczyzna. Chwilę później okazało się, że hotelowy pokój nr 18 którego szukał, to dzisiejszy pokój 102 czyli gabinet wójta.

Nie mogło się więc obyć bez kolejnego spotkania. Tadeusz Kielan to miłośnik historii, który od lat kolekcjonuje stare przedmioty i po tym spotkaniu jego kolekcja powiększyła się o dwa kufle z wieczkami. To kufle oczywiście z karczm górniczych, w których wielokrotnie uczestniczył Kazimierz Wilanowski , przez kilkanaście lat związany z przemysłem miedziowym.

Kiedy przyjechał do Lubina miał 24 lata i był jednym z 60-ciu mężczyzn, których skierowano tu z Górnego Śląska do budowy pierwszego szybu.

– Jak wysiedliśmy z pociągu w Lubinie, to wielu kolegów chciało od razu wracać. Trudno się było dziwić,  przyjechaliśmy z Katowic do bardzo małej mieściny. Zakwaterowano nas w hotelu przy ul. Księcia Ludwika I nr 3, dzisiejszym Urzędzie Gminy Lubin. Obecne starostwo to było jeszcze gruzowisko, w sąsiednim budynku uruchamiano   restaurację Eureka – wspomina Kazimierz Wilanowski. – Pomyślałem, to miejsce ma przyszłość i da mi konkretne pieniądze.

Na pierwszym piętrze, gdzie dziś jest gabinet wójta był pokój hotelowy nr 18, w którym spędził półtorej roku, dzieląc go z kolegą. Kiedy kolega otrzymał mieszkanie na ul. Lenina , dziś Bankowej, przeprowadził się i wynajmował u niego pokój. Mieszkała tam stomatolog Danuta Dmitriejewska, która go oswatała z Marią, swoją pomocą dentystyczną. W dzień ślubu miał wolne i szykował salę na weselną zabawę. W pracy na pierwszej zmianie zastępował go przyjaciel, który miał być świadkiem na ślubie. Zabawy nie było. Pod ziemią doszło do wypadku. W czasie obrywki eksplodował niewybuch, jego przyjaciel zginął na miejscu. Przeprowadzono ślub cywilny, ale była to jedna z najsmutniejszych uroczystości w jego życiu.

– 13 października 1962 roku uniknąłem śmierci, w górnictwie przepracowałem łącznie 18 lat – mówi Kazimierz Wilanowski.

Osiedlił się w Osieku, zajmował sie ogrodnictwem i uprawiał ziemię. Był w zarządzie NSZZ Solidarność Rolników w Gminie Lubin. Później wyjechał na rok do pracy w Stanach Zjednoczonych. Ze względów rodzinnych został tam przez 23 lata, ale w 2006 roku wrócił do Polski i nadal mieszka w Osieku. Ma 82 lata, ale wygląda co najmniej na 20 lat mniej.

– Jestem bardzo aktywny i lubię cieszyć się życiem. Jeżdżę na nartach, na łyżwach, udzielam się społecznie, gram na akordeonie. Jak komuś trzeba umilić jakieś spotkanie to jestem do dyspozycji i mogę grać – mówi ze śmiechem.

Kazimierz Wilanowski jest jednym z niewielu, żyjących jeszcze dziś pionierów Zagłębia Miedziowego.  Wszyscy, w miarę regularnie starają się spotykać i przekazują swoje wspomnienia kolejnym pokoleniom.

(SR)