Osoby, które chcą ogrzewać swój nowy dom prądem z sieci nie dostaną już pozwolenia na budowę. Od 1 stycznia obowiązują nowe przepisy budowlane dotyczące ogrzewania elektrycznego w nowych domach. Założeniem tych przepisów jest budowanie domów, które mają być znacznie bardziej energooszczędne.
Zmiany dotyczą dwóch aspektów. Pierwszy z nich to graniczne wartości współczynnika przenikania ciepła przez przegrody zewnętrzne, czyli ściany, okna, drzwi, dach i podłogę. Drugi współczynnik to maksymalne wartości EP – czyli wskaźnika rocznego zapotrzebowania na nieodnawialną energię pierwotną. Zmiany oznaczają oczywiście wyższe koszty dla budujących domy, ale przede wszystkim konieczność rezygnacji z niektórych form ogrzewania. Od stycznia nie jest już możliwe zaprojektowanie domu tak, żeby ogrzewać go energią elektryczną pochodzącą z sieci i spełniać standardy energetyczne. A to dopiero początek zmian, które nabiorą tempa za 4 lata – informuje portal money.pl.
Ustawodawca, wprowadzając przed laty odpowiednie przepisy, zdecydował jednak, że to właśnie EP ma być podstawowym miernikiem tego, czy polskie domy jednorodzinne (inne budynki zresztą też) są energooszczędne. Tu zasada jest podobna – im mniejsza wartość tym lepiej. Rozporządzenie z 2013 roku zmieniające Warunki Techniczne proces ten podzieliło na 3 etapy.
Pierwszy rozpoczął się w 2014 roku. Domy budowane od tego czasu musiały ten wskaźnik mieć na poziomie maksymalnie 120 [kWh/(m2*rok)]. Od niedzieli (1 stycznia – przyp. red.) wkroczymy w drugi etap i granica zostanie przesunięta do 95. To oznacza, że wszystkie domy będą musiały spełniać jeszcze bardziej rygorystyczne kryteria, by uzyskać pozwolenie na budowę.
Obawiać nie muszą się ci, którzy pozwolenie już mają, ale prace rozpoczną dopiero w 2017 roku – ich nowe przepisy już nie obejmą. Podobnie jak tych, którzy już w nich mieszkają. Nie będą musieli robić generalnego remontu, bo prawo nie działa wstecz.
Co zmiany oznaczają w praktyce? Oczywiście wyższe koszty, choć ekspert uspokaja, że nie będą to drastyczne podwyżki. – Te przepisy nie weszły z dnia na dzień, rynek zdążył się na nie przygotować. Mamy do czynienia z materiałami coraz lepszej jakości i grubości, które są dużo łatwiej dostępne i nie kosztują fortuny – podkreśla Monika Lisowska-Łętocha, dyrektor pracowni projektowej Biura Projektów Archon+.
Jej zdaniem kluczowe są pierwsze etapy budowy, czyli projekt oraz wybór odpowiednich materiałów i instalacji. – Jeśli chodzi na przykład o grubość warstw izolacyjnych, to lepiej wydać trochę więcej na początku i zaoszczędzić dużo na późniejszej eksploatacji – radzi. – Wtedy mamy komfort cieplny i niższe rachunki za ogrzewanie.
O ile drożej zapłacimy? Tu jednoznacznej odpowiedzi nie ma – wszystko zależy od szeregu czynników, takich jak wielkość domu, jego lokalizacja, rodzaj dachu, okien czy nawet położenie względem słońca.
Prądem już domu nie ogrzejesz
Przedstawicielka biura Archon+ przyznaje, że zmiana przepisów oznacza przede wszystkim konieczność rezygnacji z niektórych form ogrzewania. – Od stycznia nie będzie już możliwe zaprojektowanie domu tak, żeby ogrzewać go energią elektryczną pochodzącą z sieci i spełniać standardy energetyczne – twierdzi Lisowska-Łętocha.
Prąd bowiem zdecydowanie najmocniej „podbija” wysokość współczynnika EP i nie ma możliwości, żeby nie przekroczył on w takiej sytuacji wartości 95. Co innego, gdy energia jest częściowo pozyskiwana inną metodą, na przykład ze źródła odnawialnego. Mowa tu na przykład o pozyskiwanej za pomocą ogniw fotowoltaicznych energii słonecznej, ale również wiatrowej, geotermalnej czy pochodzącej ze spalania biomasy.
Konstrukcja współczynnika EP zdecydowanie promuje właśnie ten rodzaj energii i przy jej zastosowaniu problemu ze spełnieniem kryteriów być nie powinno.
– Pamiętajmy jednak, że nie można o tym myśleć tylko w kategorii źródła ciepła. To, że będziemy ogrzewać dom biomasą wcale nie znaczy, że będzie on energooszczędny – przestrzega Lisowska-Łętocha. – Ważne jest, by prawidłowo zaprojektować izolację termiczną, wybrać odpowiedni standard stolarki i dobrze ją zamontować. Trzeba też zadbać o wysoką sprawność instalacji wewnętrznych. Dopiero wtedy możemy mówić o energooszczędności.
Styczniowe zmiany to jednak dopiero preludium do tego, co wydarzy się w 2021 roku. Wtedy współczynnik EP nie będzie już mógł przekroczyć wartości 70. To trzeci etap wdrażania przepisów, które państwom członkowskim narzuca Unia Europejska.
(JW, money.pl)