Burzliwa miejska sesja, decyzja „jak zwykle”

To był prawdziwy pokaz buty i arogancji. Włodarze miasta po raz kolejny dali wyraz temu, jak leży im na sercu los mieszkańców i Gminy Lubin, którą w części chcą przyłączyć. Choć najpierw obiecywali „kontrakt społeczny”, chwilę później odmówili prawa głosu mieszkańcom i… trzykrotnie wójtowi Tadeuszowi Kielanowi. Ostatecznie głosami prezydenckiego klubu „Lubin 2006” przy sprzeciwie radnych Prawa i Sprawiedliwość oraz radnego niezrzeszonego podjęto uchwałę w sprawie przyłączenia do Lubina: Chróstnika, Kłopotowa, Krzeczyna Wielkiego, Księginic, Obory, Osieka i Miroszowic.  Poprali ją: Krzysztof Szczepaniak, Dorota Dutkanicz, Tomasz Górzyński, Joanna Kot, Romuald Kujawa, Bogusława Potocka, Grzegorz Pytka, Przemysław Tadla, Marian Węgrzynowski, Katarzyna Kulczyńska, Roman Zaprutko i Dariusz Jankowski.

W sesji Rady Miejskiej Lubina, na której rozstrzygały się losy wniosku w sprawie zmiany granic wzięło udział kilkudziesięciu mieszkańców Gminy Lubin, którzy chcieli wyrazić swój sprzeciw wobec aneksyjnych planów prezydenta Lubina i zaapelować o uszanowanie wyników demokratycznych konsultacji, w których 98,23 proc. mieszkańców powiedziało „nie” planom łączenia samorządów.

Pierwszy merytoryczny punkt porządku obrad poświęcony był tzw. „kontraktowi społecznemu”, w którym miejscy radni obiecywali mieszkańcom m.in. utrzymanie szkół, świetlic i Ochotniczych Straży Pożarnych, a nawet kontynuację rozpoczętych inwestycji. Roztaczaną przez wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej Tomasza Górzyńskiego wizję rozwoju gminy przerwał rady PiS Franciszek Wojtyczka.

– Za chwilę będę wnioskował o zmiany w budżecie. Nie mamy na remonty swoich dróg, miasto nie ma parkingów, nie mamy kanalizacji m.in. na pana osiedlu, a pan dziś mami mieszkańców Gminy Lubin jakimiś obietnicami. A poza tym, konsultacje powinny być przeprowadzone z mieszkańcami Gminy, co ma miasto w tej sprawie do powiedzenia. Źle mi się kojarzy taka forma, bo przypomina mi aneksję Krymu przez Rosję – mówił radny Franciszka Wojtyczka.

Na tym w zasadzie zakończyła się merytoryczna dyskusja, a wizja „społecznego kontraktu” pękła jak bańka mydlana. Zaczęła się demonstracja siły ze strony klubu „Lubin 2006” i jawna manifestacja większości prezydenckich radnych, którzy dysponując przewagą zaledwie dwóch głosów zamykali  dyskusję i odrzucali niewygodne wnioski m.in. te o udzielenie głosu wójtowi Tadeuszowi Kielanowi. Szef gminnego samorządu nie dał jednak łatwo za wygarną i wbrew obowiązującym normom sam pozwolił sobie przejąć miejską mównicę.

– Zastanawiam się, kiedy w tym mieście, w tym regionie zapanuje normalność, bo tylko tego chcemy. Przyszliśmy was prosić byście uszanowali wyniki demokratycznych konsultacji i zagłosowali zgodnie ze swoim sumieniem, a nie klubową dyscypliną. Oczekujemy też od prezydenta przeprosin mieszkańców naszej gminy, których nazwał pasożytami – mówił Tadeusz Kielan, wójt Gminy Lubin.

Nazywany „maszynką do głosowania” klub radnych Lubin 2006 – zagłosował jak zwykle czyli tak, jak oczekiwał tego prezydent Lubina Robert Raczyński. Dwunastoma glosami za przy dziesięciu przeciw podjęto uchwałę w sprawie przyłączenia siedmiu sołectw Gminy Lubin do miasta.

Sesja miała bardzo burzliwy przebieg. Przewodnicząca Bogusława Potocka odmówiła zabrania głosu nie tylko wójtowi, ale także mieszkańcom, którzy przyszli na sesję z wydrukowanymi wynikami referendum. 98,23 proc. osób powiedziało „nie” łączeniu z miastem, przy bardzo wysokiej 63 procentowej frekwencji. W mieście – według oficjalnych danych –  wyniosła ona zaledwie 19 proc.

Uchwała lubińskich radnych o niczym nie przesądza. Wniosek zaopiniować musi wojewoda dolnośląski oraz minister spraw wewnętrznych i administracji, a ostateczna decyzja należy do Rady Ministrów.

(MG)