90 lat pana Oresta Matkowskiego z Siedlec

Piękny, słoneczny, mimo, że lutowy dzień sprawia, że dostojny jubilat wita gości już przed domem. Sylwetka niczym u młodego chłopca, uśmiech na twarzy i radość emanująca od gospodarza mogą zasiać ziarno niepewności, czy to faktycznie on obchodzi właśnie swoje 90. urodziny.

Na pierwszy rzut oka, widać wyjątkowe  więzi rodzinne, obok bohatera uroczystości małżonka i córka oraz silna, męska reprezentacja: syn, wnuk i prawnuk, u których pan Orest Matkowski z Siedlec już dawno zaszczepił miłość i pasję do rolniczej profesji. Są również sąsiedzi, na których dostojny jubilat wraz z małżonką zawsze mogą liczyć.

Pan Orest Matkowski na Ziemie Zachodnie Rzeczpospolitej, jak większość mieszkańców tych terenów przejechał z Kresów Wschodnich, zza Lwowa z okolic Sambora. Jego historię wyróżnia fakt, że pojawił się tu znacznie później niż większość repatriantów, bo dopiero w 1957 roku. Z Ukrainy nie chciano go wypuścić, bo miał złote ręce do pracy. Był kowalem, którego trudno było zastąpić kimś równie dobrym w tym fachu, dlatego próbowano zatrzymać go prawie na siłę. Nie udało się! Po zakończeniu dwuletniej służby w radzieckim wojsku, którą pełnił na Uralu przy granicy z Finlandią pan Orest wraca w rodzinne strony. Poznaje żonę i już wspólnie walczą o to, by móc wyjechać do Polski. Ciężka praca w radzieckim kołchozie, za którą płacono jedynie żytem mobilizuje do działania. W 1957 roku wraz z maleńką córeczką docierają do Ustronia. Dom, który im zaoferowano to waląca się ruina, wszystkie w lepszym stanie dawno są zajęte. Nie wybrzydzają, biorą co jest. Potem przeprowadzka do Siedlec. Tu też bez luksusów, do wzięcia jest tylko poniemiecka lepianka. Mieszkają w niej 12 lat. Ciężka praca przynosi efekty. Pan Orest z roku na rok powiększa gospodarstwo, uprawiając buraki cukrowe, zboża, prowadząc hodowlę świń, a potem rozszerza rolniczą działalność o kapustę i ogórki w sumie na 60 hektarach.

Piękne, kare konie były chlubą pana Oresta, rozsławiły organizowane przez niego kuligi w całym regionie.

– Orest Matkowski należał do trójki gospodarzy z naszej wsi, którzy mieli najpiękniejsze konie. Wyglądały jak namalowane – wspomina Stanisław Ryniec, sołtys Siedlec.

To właśnie wyjątkowej maści i urody czarne konie, które kochał ponad wszystko przyniosły panu Orestowie sławę nie tylko w najbliższej okolicy. – Na kulig zjeżdżali do nas górnicy z całego regionu. Czasem nawet i sześć par sań doczepialiśmy do bryczki. Zabawa była przednia, a kończyła się u nas w domu, gdzie zawsze czekał gar bigosu, przygotowany przez moją małżonkę – wspomina jubilat.

Choć Orest Matkowski do PZPR nigdy nie należał, za swoje osiągnięcia w rolnictwie w 1984 r. odznaczony został medalem 40-lecia Polski Ludowej , przyznanym uchwałą Rady Państwa.

Dziś swojej ziemi dogląda gospodarskim okiem, bo uprawiają ją syn i wnuk, a 10-letni prawnuk Konrad tylko czeka, by móc iść śladem.

Humor dopisuje jubilatowi, żartuje co chwilę, a receptą pana Oresta na długowieczność jest… żona.

– Całe życie dbała o mnie, kochała mnie i szanowała – dodaje ze wzruszeniem, a miłość trwającą do dziś widać w spojrzeniach obydwojga.

Dostojnego jubilata w dniu urodzin odwiedzili wójt Gmin Lubin Tadeusz Kielan oraz sołtys Stanisław Ryniec. Były życzenia, kwiaty, upominki i wiele wspaniałych wspomnień.

(MG)